Ciążowe zamieszanie

Od listopada jestem w ciąży. Bardzo się cieszę i już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła wziąć w ramiona Maleństwo. Jeszcze nie wiadomo czy jest to Ten czy Ta Maleństwo. Na razie jest i póki co jest bardzo wymagające. Przede wszystkim od początku daje mi się we znaki wszystkimi możliwymi objawami ciążowymi. Jak jakieś mogą występować, to ja je mam. Plan aktywnej ciąży, jakiej miałam doświadczenie przy synku nie jest póki co możliwy do realizowania. Pisze "póki co" bo mam ciągle nadzieję, że w końcu mi przejdzie i będę mogła popływać w basenie, czy poćwiczyć jogę. No i co w tym miejscu najważniejsze: aż do przedwczoraj nie byłam w stanie absolutnie nic ugotować. No dramat! Musiałam się opierać na gotowych naleśnikach, pierogach oraz przetestowałam najróżniejsze bistra w mojej okolicy. Większość niestety jest słaba jakościowo - tanie kawałki mięs, krojone z całym tłuszczem i żyłami, żeby było wydajniej, duża ilość mąki w sosach, odgrzewane lub smażone po dwa ( mam nadzieję, że tylko dwa) razy kotlety. Krótko mówiąc nie to, na co miałam ochoty, a ochoty miałam na domowe jedzonko: ziemniaczki z sosikiem, zraziki, buraczki czy marchewka z groszkiem. Moja frustracja zaprowadziła mnie dwa razy do kuchni, jednak kończyło się to niezbyt przyjemnie. Raz zapragnęłam grillowanej piersi z indyka po grecku, czyli z oregano, cytryną itp ( kiedyś zamieszczę przepis). Żeby było szybciej pokroiłam mięso w mniejsze kawałki, niestety przyprawy tak mi zapachniały, że wrzuciłam indyka na rozgrzaną patelnię i musiałam wyjść z kuchni, wróciłam po 2-3 minutach, zamieszałam i znów musiałam wyjść. Ale się zrobiło, tylko zupełnie nie miałam już na to ochoty. Na szczęście mąż zjadł po pracy.
No właśnie: mąż. Nie mogę chyba aż tak narzekać, bo mąż mi przynosił z pewnej dobrej włoskiej restauracji pyszny makaron z sosem pomidorowym i parmezanem wymieszanym z pietruszką - wersja dziecięca, jednak przepyszna.  Uratował mnie tym wiele razy od śmierci głodowej :-))) Za to moja mama dostarczała mi ogromne ilości domowego rosołu. Ten zamawiany zawsze mi smakuje opakowaniem styropianowym i nie nadaje się do niczego. Niesamowite, jak to ciąża zmienia optykę, chociażby w kwestii jedzenia. Na szczęście dla wszystkich powoli robię podchody w kuchni i jak mam lepszy moment, to uda mi się coś pomieszać.

Komentarze

Popularne posty